Posts Tagged ‘quiet’

Kryzys nasila się… ostatnio myślę o tym co osiągnąłem i co po sobie zostawię… Dookoła znajomi żenią się, mają dzieci, budują domy. Nie oceniam się przez pryzmat stereotypu dom-drzewo-syn, a jednak mam w sobie jakiś niedosyt, przeczucie, że w żaden sposób nie zostawię po sobie śladu.

— zacząłem to pisać ponad miesiąc temu… nie dokończyłem.  Sporo się wydarzyło. Technicznie moja sytuacja z przed miesiąca niewiele różniła się od obecnej, ale w praktyce jestem w zupełnie innym miejscu. Nie będę ukrywał – jest źle. Od początku wiedziałem, że to się tak skończy, więc nie ma co rozpaczać. To był mój wybór. Teraz ponoszę jego konsekwencje.

Zmieniam się. Nie ukrywam już prawdy, nawet jeśli oficjalna wersja (dla matki) brzmi na razie „przerwa”, a nie koniec. Nie ważne, że większość fotek na moim tumblerze to brunetki spowite w kłębach dymu, wyrwane z moich snów i marzeń… Nie mam domu pełnego wspomnień, ale i tak nie mogę zapomnieć. Karma zawsze jest blisko, żeby mnie budzić szpilkami pod paznokcie w postaci banera na mijanej knajpie, piosenki na imprezie u jednego kumpla czy sukienki noszonej przez laskę w klubie na urodzinach innego. Wiem, że zasłużyłem i zbieram się by napisać dlaczego. Nie żałuje żadnej decyzji, żałuje, cholernie żałuje, że nie wyszło…

 

Brak czasu pomaga. Dwa weekendy w Świebodzicach były tak samo lecznicze jak toksyczne. Wspomnienia, przerażenie ogromem śmieci zgromadzonych przez dziadka, tym jak bardzo jestem do niego podobny. I jak bardzo różny. I tym, że aparaty, lampy kreślarskie czy nawet głupie domowe wino, które stamtąd przywiozłem, trafią na dno szafy na długo.

Przeglądam ogłoszenia o nieruchomościach. Chce zbudować dom, potrzebuje portu, bazy której nigdy nie miałem. Jaskini do której będę wracał lizać rany. I pewnie grobu, bo jakoś nie widzę siebie w roli ojca rodziny. Już nie. Znajduje miejsca, ale nie umiem podjąć decyzji. Łapie się na tym, że chce zapytać o radę. Że nie myślę w kategorii ‚ja’, tylko ‚my’. I zmuszam się, przypominam sobie, że to ‚my’ to od zawsze marzenie, zacierające się coraz bardziej…

Tatuaże wybrane. Studio też. Znalezione via google, ale okazało się, że dziewczyna zna mojego brata. Nie potrafię powiedzieć czy zrobi to dobrze, ale to na razie najlepsze co mam. Jeszcze tylko muszę podszkolić się w programach graficznych, żeby dopracować design. Zastanawiam się tylko czy dziarać się przed czy po urlopie…

Wakacje… nie miałem prawdziwych od 3 lat. Szkoda tylko, że nie zdążę zrobić prawka na motor, bo do tego co planuje byłby idealny. Samochód jest za duży jak i mieszkanie, jak wszystko co planowałem dla dwojga. Plany… opowiedz mi o swoich planach…

Pamiętam jak w filmie „Nobody’s fool” Paul Newman uczył dzieciaka być odważnym. Dał mu zegarek na łańcuszku i kazał być odważnym przez 30sekund, później przez minutę. Ja próbuje nie myśleć przez minutę. Czasem przed śniadaniem udaje mi się nie pomyśleć nawet 20 razy. Szczególnie jeżeli śniadanie jest ok 15 bo poprzedniej nocy grałem w brana rakiją lub piłem shoty z orzechówki na przemian z podwójnym rumem. I rower, rower pomaga. 35km, 65km… może jestem już gotowy na zdobycie Ślęży?

Nie uciekam, nie udaje, nie ukrywam jak się czuje… nie ma już po co.